Co prawda zamieściłam już niemal identyczny post na mojej stronie/blogu na WordPressie, jednak uważam, że osoby interesujące się nie tyle moją osobą, co działalnością wydawnictwa również zasługują na wyjaśnienie.
Nie będę ukrywać, zawaliłam. Gdy okazało się, że po raz kolejny
oblałam egzamin z gramatyki opisowej języka angielskiego i znów będę
musiała powtarzać drugi rok, a na dokładkę usłyszałam,
że najwyraźniej nie traktuję studiów poważnie, po prostu się załamałam. Co gorsza,
pozwoliłam moim emocjom wejść w drogę pisarstwu, wydawnictwu oraz
wszystkim związanym z nimi zobowiązaniom. Zamiast pracować, ostatnie
miesiące spędziłam gapiąc się tępo w ścianę i chodząc na wykłady… No
dobra, akurat to drugie nie jest takie złe.
Dopiero wczoraj udało mi się jakoś pozbierać. Zawdzięczam to wykładowi
pewnego profesora, który zainspirował mnie do stworzenia sobie
dokładnego planu dnia. Wiem, to brzmi strasznie. Pewnie wyobrażacie
sobie, jak biegam z listą, wykrzykując: „ŁAAA! Już 18:45, a o 18:30
miałam zająć się pracą nad nowym e-bookiem!” Muszę Was zapewnić, że jest wręcz
przeciwnie. Znam siebie dobrze, więc zostawiłam duże marginesy na
wszelkiego rodzaju opóźnienia. I wiecie co? Taki harmonogram okazał się
być dokładnie tym, czego potrzebowałam. Znów mogę żyć.
Nie ukrywajmy, zawiodłam Was i siebie. Nie mam nic na swoją obronę.
Jedyne, co mogę zrobić to przyrzec, że uczynię wszystko, co w mojej
mocy, aby taka sytuacja już nigdy się nie powtórzyła. Mam nadzieję, że w
swojej nieskończonej mądrości zrozumiecie i wybaczycie mi.
Marta